W tym celu w dniu rozpoczęcia piłkarskich mistrzostw Europy w piłkę nożną pojechaliśmy z Martą i Anią na Wykień. Wspinaczka okazała się bardziej pasjonująca niż kibicowanie naszym kopaczom. Pod dawny kamieniołom docieramy obładowani mnóstwem szpeju, w tym długimi statykami do konstrukcji stanowisk wędkowych. Dziewczyny jednak po kilku rzutach okiem na skały stwierdzają „Nie! Nie! Nie! Zniszczymy sobie ręce. Tam są obite drogi bez rys” i pokazały palcem na jedną ze ścian. Nie próbowałem ich przekonywać, gdy uświadomilem sobie, że tape został w aucie.
Wykień oferuje 7 dróg sportowych, i to pod nie się udaliśmy. Nie ma tu srogiej cyfry, najwyższa to VI.1+. „Polskie Indian Creek” sportowo nie uraczy nas klamami czy dziurkami. Chwyty są piaskowcowe i trzeba zaufać tarciu na zagiętych palcach. Stopnie są duże, a tarcie idealne. Zrobiliśmy prawie wszystkie drogi (nie wszystkie, bo się znudziliśmy miejscówką). Na koniec spróbowałem poprowadzić rysę Mniej niż zero V+. Szybko zrozumiałem genezę nazwy oraz dlaczego sąsiednia obita droga to Gorycz porażki. Cóż… trzeba będzie wrócić pod Miedzianą Górę z wędkami, większa motywacją i się nauczyć wąskich rys na palce i dłonie.
Na drugą część dnia pojechaliśmy zrobić rekonesans na Stokówce. To już jest jednak temat na kolejny wpis…