..
(Not always) well bolted routes

10 | 9832
 
 
2012-12-28
Odsłon: 1494
 

„Najpiękniejsza droga jaką zrobiłem”

Droga zaczyna się w domu

Kilka wiadomości, kilka postów na forum. Zgadujemy się, że w majowy weekend spotkamy się bardzo dużą ekipą w Paklenicy. Na miejscu kolejne wieczorne rozmowy. Chłopaki wspinają się głownie w swojej ekipie, ja w swojej. Ustalamy jednak, że trzeba zrobić coś wspólnie połączonym silami oddziałów krakowskiego i łódzkiego outdoor.org.pl. Madmun jest pewien: Chce załoić coś konkretnego na koniec wyjazdu. Semow będzie się wahać do ostatniej chwili. Topo przejrzane kilkanaście razy. Droga D. Brahma 5c (VI UIAA) na Anicy Kuk. 12 wyciągów, maksymalne trudności w szóstym.


Podejście

Czuję w chłopakach pewną niepewność i respekt wobec sciany. Cóż… chyba jestem jej źrodłem. Kilka dni wcześniej zaliczyłem kibelek na Anicy. Tak to bywa, gdy na 9-wyciagową drogę wchodzi się tuż przed 14.00. Oczywiście planowane na 5.00 rano wyjście się przesuwa. Musimy dokupić bilety, gdyż poprzednie się skończyły. Zapominam kasku z samochodu. Trzeba wracać, potem gonić resztę zespołu. Przynajmniej jest rozgrzewka. Mijamy tablicę upamiętniającą D.Brama, który zginął na tej drodze. Respekt rośnie. Idziemy na ciężko. Dwa plecaki, woda i cały szpej. Kontrastuje to ze spotkanymi pod drogą dziewczynami. Bałkanki, wyglądają jakby się urwały z zakończonego niedawno Big Wall Speed Climbing. Przy uprzężach tylko ekspresy. Uśmiechy, rozmowa. „Well bolted route” - twierdzą. Szybko semow nabiera innego zdania, gdy prowadzi pierwszy wyciąg. Oczywiście dziewczyny pozostawiają nas daleko w tyle. Chyba naprawdę urwały się z tych zawodów…


Up

Semow prowadzi pierwsze wyciągi. Droga jakby kluczyła, to raz w lewo, to w prawo. Sporo dokłada własnej asekuracji. Jest jednak fajnie. Nawet łączy dwie pierwsze długości liny. Zmusza tym samym mnie i madmuna do kombinowania na stanie. 4b, 3b, 4a, 4a. Jest coraz fajniej. W pewnym momencie coś leci kilkanaście metrów od nas w dół. Obija się o skały wydając metaliczny dźwięk. Chłopaki zakładają się czy to atc czy co innego. Ja się cieszę z porannego joggingu po hełm. Przychodzi moja kolej. Już w obozie ustaliliśmy, że szósty wyciąg to zadanie dla mnie. Im byłem bliżej, im widziałem lepiej ciemną czeluść kluczowego kominka, tym miałem mniej pomysłu jak go pokonać. Ale iść trzeba. Króciutki łączący trawers. Nowy stan, ściągam do siebie kolegów. Ciasno, droga jest wybitnie nieprzygotowana na trzyosobowe zespoły. Trzeba więc dać im przestrzeni, a samemu iść dalej. Wbijam się w trudności. Kominek się przewiesza, im wyżej, tym ściany coraz węższe. Cale szczęście, że czuję się pewnie w takich formacjach. Instruktorka Glajza dała mi kiedyś wycisk w kominkach, więc to się zwraca. Obicie zbyt gęste, pomijam dwa ringi, by lina dobrze pracowała. Początek był trudny bo szeroki, koniec strasznie wąski. Miękkie panelowe buty dają radę, podklejana  guma Triopa o dziwo trzyma. Półeczka końcowa. Niezgrabnie wtaszczam na nią swoja dupę. To już koniec? Dziwię się, że to ringi stanowiskowe. Pora na chłopaków.  Zworami maja trudniej niż na prowadzeniu. Trochę azerują, nie mogą się klinować plecami. Semow podwiesza wór do uprzęży. Też jest trudno. Dają radę. Nie jest to pora by witać się z gąską. Prowadzę kolejne dwa wyciągi. Trójkowe: 3b, 3b. W sumie to bieg po trawie i luźnych kamieniach. Asekuracja z pętli i z rzadka ze spitów. Pojawia się drobne utrudnienie: padają baterie w radiu. A tak mi się podobał ten wynalazek którego używałem na wielowyciągówce pierwszy raz. Stanowiska na drzewkach oznaczonych farbą. No właśnie… Wiszące stanowisko na trójkowym wyciągu. Do tego jak jełop poplątałem linę. A czas leci nieubłaganie. Kolejny wyciąg za 4a na pięknej półce przypominającej zaciszne patio. Prowadzenie przejmuje madmun. Nie jest do końca pewny swojej ręki. Wyskoczył mu dziwny, bolesny pęcherz na palcu. Twardy jednak z niego gość, wrzuca małe kości i friendy do plecaka, i rusza. Trawers. Nie znosi trawersów, a skała wymusza zakładanie asekuracji na ślinę. Przy solidnych runoutach z konkretną lufą pod nogami dociera do kolejnych stanowisk. Pełen podziw dla jego psychy. Technicznie te wyciągi nie są trudne, jednak powietrzne a asekuracja nie jest dobra. Ostatni wyciąg prowadzi własnym wariantem, który wycenia też na 4. Koniec drogi, szczyt Anicy Kuk. 9 godzin. Długo, ale tez nie spieszyliśmy się. Chwila opalania się, kanapki, gadka-szmatka. „Najpiękniejsza droga jaką do tej pory zrobiłem” rzecze w końcu madmun. Strasznie się cieszę, że mogłem na nią iść z Krakusami.


Down

W lewo łatwo, w prawo trudno. Jako jedyny znam drogi zejściowe, więc przedstawiam alternatywy. Wybór prosty: na prawo. Efekt: zejście wiąże się z przygodami i zmęczeniem większym niż droga. Największym zagrożeniem byli nieradzący sobie słoweńscy turyści zrzucający nam na głowy kamienie, gdy schodziliśmy po stalowych linach. Do tego paklenickie piargi. Nie cierpię ich. Po 11 godzinach akcji wracamy na parking. Teraz tylko zasłużone piwo. Jutro ostatni dzień wspinania i powrót do domu. Nie było tu wielkiej cyfry. Liczy się jednak kolejna niezapomniana przygoda.

 

D. Brahm 5c (VI UIAA) ( 4b, 3b, 4a, 4a, 4a, 5c, 3b, 3b, 4a, 4a, 4b, 4b/b+var) 300 m OS

 

Autorem wiekszości zdjęć z drogi jest Michal Semow. Dzięki Michał za zgodę na publikację! :)

Zapraszam przy okazji na jego blog http://wertykalnie.wordpress.com gdzie także opisuje wyjazd do Chorwacji.
 

Informacje o drodze i (dosyć słabe) topo można znaleźć też tu: http://www.summitpost.org/d-brahm-topo/253177


Ponadto zapraszam na www.outdoor.org.pl

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd